Czy produkcja światowa jest skazana na Chiny?
Mateusz Hawrot, 2020-06-04 10:02:42
To, że koronawirus może wywołać trzęsienie ziemi w światowej gospodarce i wywrócić handlowy stół do góry nogami, stało się jasne w momencie wybuchu pandemii. Słowo kryzys odmieniano przez wszystkie przypadki, bo szybko zrozumiano, że nie da się uniknąć… nieuniknionego. Ekonomiczne skutki mają i będą miały nie mniejszy zasięg niż sam wirus, a odbudowa równa się nowej rzeczywistości, w której nie wszyscy znajdą dla siebie wygodne miejsce.
Dotyczy to głównie Chin, które już mierzą się z odpływem światowych przedsiębiorstw z ich rynku. Nie sprzyja temu wzrost kosztów produkcji na terenie ChRL, spowolnienie tamtejszej gospodarki (to niezaprzeczalny fakt) oraz nasilające się problemy z chińskimi władzami, preferującymi własnych przedsiębiorców.
Badania branżowe potwierdzają, że coraz więcej globalnych firm planuje lub nawet jest w trakcie częściowej albo całkowitej wyprowadzki z Chin. Przoduje w tym Japonia, choć to właśnie Chińczycy są ich największym partnerem handlowym. Plan opiera się m.in. na przeniesieniu strategicznych – oraz najważniejszych, czyli np. obecnie maseczek – elementów produkcji na własną ziemię. O tym, jak problematyczne może okazać się całkowite zaufanie w tej materii partnerom chińskim, doskonale pokazała właśnie pandemia koronawirusa.
Cały świat rywalizował o jak najszybsze sprowadzenie niezbędnych towarów: środków medycznych i ochronnych – maseczek, rękawiczek, kombinezonów, płynów dezynfekujących, właściwie wszystkiego, co stanowiło niezbędny element walki z Covid-19. Zapasy się błyskawicznie pokończyły i trzeba było kierować się ku Chinom, gdzie te produkty wytwarzane są w tempie godnym grzybów rosnących po obfitym deszczu. Szaleńczy pęd po towary pierwszej potrzeby odbił się niektórym – np. Polsce – czkawką, bo sprowadzano je bez odpowiednich certyfikatów jakości. Państwa jak na tacy dostały dowód na to, że warto, po pierwsze, chętniej działać na własną rękę na własnym rynku, by uniknąć “powtórki z rozrywki”, a po drugie – że szukanie alternatyw jest naprawdę niegłupim pomysłem.
Na myśl o tym ręce zacierają Hindusi, bo Indie wydają się świetnym zapleczem i, kto wie, być może godnym następcą Chińczyków. A na pewno mocną konkurencją. Dlaczego? Cechują się solidną i wykwalifikowaną, a przy tym raczej niedrogą siłą roboczą, dodatkowo kuszą obniżonymi niedawno kluczowymi podatkami dla firm. Tylko tyle i aż tyle.
Manewry gospodarcze, które obecnie wykonują wspomniani wyżej Japończycy, zaraz staną się normą i ogólnoświatowym trendem. W ich ślady podążają kolejne państwa. Z Niemiec płyną mocne głosy, że korona-kryzys to znakomita okazja na skorygowanie globalnej polityki handlowej. Trend się odwrócił i nie da się tego zatrzymać. Nadchodzi prawdopodobny koniec Chin jako tzw. “Fabryki Świata”, kresu dobiegnie też polityka kapitału bez narodowości. Państwa unijne silnie nad tym pracują, a sygnał ostrzegawczy stanowiły niedawne agresywne plany inwestycyjne widoczne po stronie chińskiej.
Omawianych kwestii nie da się poruszyć bez zwrócenia uwagi na sprawę chińsko-amerykańską. Nie ma wątpliwości, że dwie gospodarki, które miały wspólnie napędzać rozwój światowego handlu, coraz szybciej się od siebie oddalają. Rzeczywistość zweryfikowała założenia, w ramach których popularna latami koncepcja “Chinamerykańska” miała gwarantować ogólną stabilizację ekonomiczną i pozwolić innym czerpać z jej tytułu korzyści ekonomiczne.
Mówimy tutaj o zjawisku “decouplingu”, czyli rozszczepienia, rozluźnienia więzi gospodarczych USA i Chin. Trwa proces mniejszej wzajemnej zależności gospodarek obu mocarstw. Amerykanie mocno prą w tym kierunku. W 2019 r. import azjatyckich towarów do USA spadł aż o 7%. “Jankesi” coraz chętniej przenoszą produkcję poza Chiny, choć de facto ten trend zapoczątkowali… sami Chińczycy. Z przyczyn ekonomicznych zaczęli produkcję w mniejszych i tańszych krajach azjatyckich.
Pandemia koronawirusa tylko przyspieszyła tempo rozpadu koncepcji amerykańsko-chińskiego tandemu gospodarczego. Wcześniej przyczyniła się do tego wojna handlowa i wzajemne “okładanie się” kolejnymi cłami, na czym zresztą sporo ugrały takie kraje jak Indonezja, Tajlandia czy Wietnam.
Chińczycy to rzecz jasna nadal bardzo ważny partner handlowy Amerykanów. Jak kluczowe i niezbędne dla łańcucha dostaw są Chiny, pokazała pandemia i przerwy w produkcji z jej powodu. Trendów nie da się jednak odwrócić. A przed państwami europejskimi ważna misja – w sporze chińsko-amerykańskim, który będzie się nasilał, trzeba zająć rozsądne stanowisko. Wydaje się, że im szybciej Europa uniezależni się od Chin, tym szybciej na tym zyska.
Pamiętajcie, że tak czy siak importy z Chin idą pełną parą więc… zachęcamy do wysyłania zapytań / próśb o wyceny. 🙂
Z Sea Cargo Operations oraz Air and Rail Cargo Services Twój ładunek dotrze bezpiecznie do miejsca przeznaczenia.
Serdecznie i niezmiennie zapraszamy do korzystania z naszych usług!
źródło: forbes.pl